piątek, 5 października 2012

Las Wilczyński

Ten las jest, jak dotychczas, moim ulubionym miejscem do jazdy na rowerze MTB w okolicy Wrocławia, w którym to mieszkam. Faktem jest, że tereny otaczające to miasto nie stawiają wielkich wyzwań, jednakże do celów treningowych każdy znajdzie coś dla siebie.
Las Wilczyński leży w obrębie gminy Oborniki Śląskie w odległości około 20 km od Wrocławia. Ze stolicy Dolnego Śląska można do niego dojechać drogą asfaltową prowadzącą przez Świniary, Szewce i Ozorowice. Kolejna opcja dojazdowa to Osobowice (wałami lub asfaltem), Rędzin, Las Rędziński, Szewce i Ozorowice. Ostatnia prowadzi przez Psary, Malin, Las Malin, Piotrkowiczki i Mienice. Osobiśćie polecam wybrać drugą lub trzecią opcję. Skoro jedziemy na rowerze MTB, to lepiej większość trasy pokonać lasami, a nie zatłoczoną drogą nr 342.
Sam Las Wilczyński jest doskonałą miejscówką na trenowanie techniki. Trasy są w głównej mierze bardzo piaszczyste, w niektórych momentach konieczne jest nawet zejście z roweru i przeprowadzenie go przez najgłębsze piaskownice. Sama wjechałam w pewnym momencie w taki piach, że rower zarył się w grunt aż po szprychy, tak głęboko, że przy całkowitym zatrzymaniu nawet się nie przewróciła. Po prostu stanął w miejscu, a ja musiałam się z niego zgramolić i wyciągnąć na chociaż trochę twardszy grunt.
 W lesie jest bardzo dużo ścieżek umożliwiających robienie pętli i pętelek. Co chwilę napotykamy jakieś skrzyżowanie dróżek. Jedne ze ścieżek są mocno eksploatowane i te zazwyczaj się najbardziej piaszczyste, a po deszczy najbardziej błotniste. Drugie zaś wyglądają na dość zapuszczone i mało uczęszczane, na których nawierzchnia w postaci (oczywiście) piasku jest "trzymana" przez trawę i gdzie jedzie się o wiele łatwiej, co też umożliwia zwiększenie prędkości.
Esencją MTB są przede wszystkim podjazdy i zjazdy i tego w Lesie Wilczyńskim nie brakuje. Są one krótkie, ale za to wymagające. Po pierwszy jedziemy po piasku. Samo jechanie po nim jest kondycyjnie wyczerpujące, a co dopiero jeśli na naszej drodze pojawia się podjazd. Na to trzeba zużyć dwa razy więcej siły i jeszcze kontrolować tor jazdy roweru, żeby przypadkiem nie uciekła kierownica, co, jak wiadomo, kończy się wywrotką albo chociaż koniecznością zatrzymania się i prowadzenia roweru przez resztę podjazdu. Mało tego, na drodze znajduje się pełno, często bardzo mocno, wystających korzeni. Na nich to musimy uważać na uślizgiwanie kół. W takich momentach wymagane jest bardzo duże skupienie, a jeżeli mamy problemy z takimi trasami, a posiadamy ambicje do pokonywania ich, nie pozostaje nic innego jak tylko trenować, trenować i jeszcze raz trenować.
Po każdym podjeździe wreszcie musi nastąpić ten upragniony zjazd, na którym to uspokoi się trochę oddech i serce przestanie tak szaleńczo bić. Nic z tego. Piaszczyste zjazdy są bardziej zdradliwe niż podjazdy. Na nich to bowiem rozwijane są większe prędkości, a im ona wyższa, tym prawdopodobieństwo utraty kontroli nad rowerem większe. Zjazdy w Lesie Wilczyńskiem są również wymagające pod względem technicznym. Jednakże nie ma się czego obawiać. Pomijając wystające korzenie ewentualne lądowanie na ziemi będzie miękkie i poza otarciami nic więcej nie powinno się wydarzyć. No chyba,  że ktoś wybitnie nie lubi się brudzić. :)
Opisywany przeze mnie las jest znany większości co bardziej zapalonych rowerzystów, którzy swoje szlaki wytyczają nie tylko w obrębie miasta Wrocław, ale również poza nim. Jeśli się uważnie przyjrzeć, to w piasku zobaczymy odciski opon rowerowych, a miejscami wyjeżdżone rowerami singielki obok odcinków tak piaszczystych, że niemożliwych do przejechania. 
Gdy ktoś pyta mnie, gdzie w okolicy można znaleźć miejsce do jazdy po bezdrożach i podciągnięcia swoich umiejętności od razu wskazuję na Las Wilczyński. Ten, kto chociaż raz w nim był z pewnością się ze mną zgodzi, że to doskonałe miejsce na rower MTB, a kiedy wybieramy się większą grupką, to możemy zatrzymać się na skraju lasu po stronie wyjazdu na Mienice, rozpalić ognisko i upiec kiełbaski. :)


niedziela, 30 września 2012

GEAX Saguaro 2.0 kevlar 26"

Przejechałam na tych oponach już ponad 1000 km. Trasy były różne ze względu na ukształtowanie terenu oraz warunki pogodowe. Opony zaliczyły zjazd żółtym szlakiem ze Ślęży w Przełęcz Tąpadła, piaski Lasu Wilczyńskiego oraz błoto, którego umiejscowienia nie będę nawet podawała, bo zdarza się ono wszędzie o każdej porze dnia i nocy. 
Bieżnik GEAX Saguaro jest dość uniwersalny i na dobrą sprawę sprawdza się wszędzie. Podczas podjazdów, których podłoże jest dość luźne, tylne koło potrafi zabuksować kiedy to chcemy podnieść się z siodła i mocniej nacisnąć na pedały. Jednakże gdy siedzimy cały czas na siodełku i w taki sposób wspinamy się po podjeździe, opona trzyma się bardzo pewnie podłoża bez względu na to, czy znajdują się na nim kamienie czy korzenie.
Kiedy wybrałam się po raz pierwszy na tych oponach w bardziej piaszczysty teren, obawiałam się trochę, że w piasku koła będą za bardzo myszkowały i nie będę w stanie kontrolować toru jazdy, co oczywiście zakończy się miękkim lądowaniem w piasku. Jeździłam wpierw dość asekuracyjnie i bez zaufania do bieżnika. Dopiero kiedy kilka razy zdarzyło mi się wjechać w głębszy piach i zobaczyłam, że oponom nie jest i on straszny, skierowałam rower w jeszcze trudniejszy i bardziej techniczny teren. To już była naprawdę piaskownica. Tylne koło uciekało na boki, trzeba było mocno trzymać kierownicę, bo koła chciały sobie jechać tak, jak im się to podobało, ale opony pokonywały coraz to bardziej luźny teren. Przebijały się przez piasek dopóki nie zaryłam się rowerem tak głęboko w glebę, że nie mogłam już pedałować, a rower po prostu stanął i nie ruszył się ani w lewą, ani w prawą, ani też w inną stronę. 
Jeśli chodzi o pokonywanie piaszczystego terenu Geaxy radzą sobie doskonale. Problemem dla nich jest błoto. Klocki w bieżniku są dość gęsto umieszczone, szczególnie w centralnej części, co skutkuje szybkim zapychaniem się owego bieżnika. Tak obklejona błotem opona traci przyczepność, skutkiem czego można stracić panowanie nad rowerem i zaliczyć lądowanie. Na szczęście po wyjechaniu z błota stosunkowo szybko oczyszcza się z tego, co się do niej poprzyklejało. Mankamentem jest tutaj to, że jak opona się oczyszcza, to kawałki oderwanego błota fruwają ponad głowę i często można takowym dostać nawet w twarz. Tak samo jest, kiedy wjedzie się w wodę, jej krople są wszędzie. 
Kiedy chcemy sobie pojeździć po asfalcie, to śmiało. Jak wiadomo nie jest to opona na asfalt, ale jeśli na naszej trasie pojawia się go dużo, to nie ma co panikować, Geaxy toczą się ze stosunkowo niewielkimi oporami po takiej nawierzchni. Oczywiście nie ma się co oszukiwać, slicki to nie są i  trzeba trochę więcej siły włożyć w pedałowanie aby utrzymać dość dużą prędkość. Pewną trasę pokonywałam wpierw na slickach, a później na Geaxach i co prawda wyniki z pewnością nie są miarodajne, bo zależą od zbyt wielu zmiennych, ale różnica w średniej prędkości z trasy wyniosła zaledwie 2 km/h.
Trzymanie boczne opony jest dobre, nie uślizguje się kiedy jedziemy po nierównym terenie. No chyba że wjedziemy w naprawdę ekstremalny, ale w takim pewnie żadna opona nie będzie miała idealnego bocznego trzymania. 
GEAX Saguaro jest wykonana z wytrzymałej mieszanki nazwanej przez firmę Armid 3D Compud. Jak już napisałam na wstępie, przejechałam na nich ponad 1000 km, a z bieżnika zniknęły tylko włoski i nic poza tym. W porównani z innymi oponami, ta jest naprawdę wytrzymała i z pewnością przejedzie wiele tysięcy kilometrów zanim kompletnie "wyłysieje". :) Jedyne czego można się czepić, to waga, która się waha w wersji kevlarowej 26" w okolicach 600 g. Jest to dość dużo jak na oponę, a na rynku można znaleźć podobne o wadze mniejszej nawet o 200 g. Jednakże im opona lżejsza tym mniej odporna na przebicia i zapewne mieszkanka, z której powstała jest delikatniejsza, a co za tym idzie łatwiej się ściera. Pytanie tylko, czy ważniejsze jest zbicie kolejnych gramów na wadze roweru, czy wytrzymałość i trwałość opony. 
Ja wybrałam Geaxy Saguaro i jestem w pełni zadowolona z dokonanego przeze mnie zakupu.

No to czas zacząć.

Pierwszy post i myśl o tym, o czym by ten blog miał być. Ogólnie to najważniejsze będą moje przeprawy i przygody rowerowe, ale że tematycznie nie jestem ograniczona, to będę pisała też o innych rzeczach. Taki jest plan. Zobaczymy, jak się to potoczy i czy coś z tego będzie. :)